Alle des Cygnes

szajni

-jakimś monsterem?-uniosła brew i nawet się położyła na tym murku,bo kręgosłup ją bolał.

/zw na chwilę.

Brendon

- no można tak to nazwać
zaśmiał się i zerknął na nią.
- nie będzie Ci zimno?
uniósł brew

/ ołkej Wink

szajni

-trochę-uśmiechnęła się i zakryła ramiona rękami.

Brendon

jako iż jest dżentelmenem, zdjął swoją kurtkę i okrył dziewczynę.

szajni

-dzięki-przetarła kciukiem oko-mieszkasz sam?-było jej o wiele cieplej, tak.

Brendon

- w sumie tak. Ojca nie ma w domu w ogóle. Albo w pracy albo u swoich partnerek .
uśmiechnął się patrząc na nią

szajni

-partnerek tak-powiedziała sama do siebie-a brat, siostra?

Brendon

- eee... nie ma...choć kto tam to wie... co mój ojciec robi z tymi kobietami.
uśmiechnął sie i wzruszył ramionami

szajni

-nie mów-położyła swoją dłoń na jego ustach-nie chciała się za bardzo zagłębiać w ten temat-ja żyję podobnie.

Brendon

pocałował ją z uśmiechem w palec.
- podobnie? więc muszę chyba Ci współczuć...

szajni

-tak, rozkazuję ci mi współczuć-ścisneła jego ręke opierając o niego głowę, żeby było jej bardziej ciepło.

Brendon

- nie wiem czy potrafię, takie uczucia są mi obce
wystawił język

szajni

-napewno nie. skoro o nich mówisz-odwróciła się bokiem.

Brendon

- skąd ta pewność?
zerknął na nią kątem oka

szajni

-intuicja-poklepała się po udach-a u ciebie? skąd ta pewność?-zmrużyła oczy.