Dziedziniec.

Louise.

nie wiem.

Audrey

Naprawdę nie mogła uwierzyć, że wrobiła się w organizację jakiejś imprezy i skazywała samą siebie do siedzenia wieczorami w szkole.
Westchnęła, idąc przez dziedziniec.

Anais

A ona jakimś cudem tez sobie tędy szła.

Audrey

Była cholernie zmęczona. Oczy zamykały jej się same. Wpadła więc na jakąś dziewczynę, czyt. Anais.

Anais

- Ał - podskoczyła do góry. tak odruchowo.

Audrey

- Przepraszam. - mruknęła, odsuwając się od dziewczyny.

Anais

- Nic się nie stało - powiedziała lekko się uśmiechając. - Anais - wyciągnęła do niej rekę.

Audrey

- Audrey. - uśmiechnęła się, bo zmęczenie nie pozwalało jej na żadną zgryźliwość. - Też zajmujesz się tą imprezą charytatywną?

Anais

Zamyśliła się. Ktoś coś jej niedawno mówił, ze ma pomóc w organizacji jakiejś imprezy. nie bardzo słuchała. Liczył się tylko wpis na dyplomie.
- Ee... Tak... Raczej tak.

Audrey

- Taa, widzę, że się wrobiłaś tak samo jak ja. - zaśmiała się. - Skoczymy na drinka? - zapytała, patrząc na zegarek i chwytając swój bordowy segregator.

Anais

- jasne! - pokiwała głową - Marzę o oderwaniu się od tego wszystkiego...

Audrey

- Ja też. - mruknęła, bo się zmęczyła. Wszystkim, no. - No to chodźmy. - uśmiechnęła się.

/zacznij gdzieś w clubbingu.

antonio

Siedział sobie antek na dziedzińcu i siedział.Wspominał dawne lata swej pseudonauki.

Lexie

A ona sie tu nigdy nie uczyła. Ba. Przecież mieszkała wcześniej w Rosji. Ale przyszła bo tu podobno ładnie. Usiadła najakimś murku i jadła żelki.

antonio

poczuł zapach żelek i zobaczył blond czupryne.
-suzi?!-zakrzyknął pytająco bo myślał,że to ta którą ciągał za warkocze